Bez tytułu
Komentarze: 2
Dzień jak dzień, przebolałem szkole… Co prawda zwiałem z dwóch ostatnich lekcji, ale to szczegół, byłem nie przygotowany do nich przez to ta cała sytuacja. Pierwsza lekcja (w-f) całkiem fajnie minęła. Pobiłem rekord klasowy na siłowni, co mnie w ogóle bardzo podbudowało:). Nowy rekord… mój rekord… sądzę, że będzie on na dłuższy czas, bo z tego, co widziałem to same cienialstwo. Kolejna lekcja przemordowana, ale jakoś zleciała i tak każda po kolei. Najlepszą rzeczą, jaka może mnie w szkole spotkać to przerwy. Taaaak to właśnie na nich mogę od czasu do czasu natknąć się na nią. Jedyne ubarwienie codziennego dnia, ale za to, jakie. Gdy przechodzę obok niej, uświadamiam sobie jak wiele bym dał za kilka chwil spędzonych z nią… marzenia… po raz kolejny mogę tylko pomarzyć. Nie mam pojęcia jak zabrać się do tego wszystkiego. Jak się z nią zapoznać. Niby to takie proste, a jednak trudniejsze niż się wydaje. Myślę, że nie miałaby nic przeciwko spotkaniu, tak mi się przynajmniej wydaje, bo gdy nasze spojrzenia zetkną się ona obdarza mnie uśmiechem… Jednak brakuje mi do tego wszystkiego odwagi, a samo się to na pewno nie ułoży.
Teraz siedzę w domu i uświadomiłem sobie jedną rzecz… Gdy jestem w szkole i czasami na nią trafię jest wszystko ok., jednak gdy wracam do domu cały czas krążą mi po głowie myśli o niej. To chyba stan choroby, albo obsesji na jej punkcie;) Teraz żeby zgubić trochę tego wolnego czasu chyba znowu zapiszę się na treningi. Szkoda, że nie na kick boxing, ale na boks, kontynuowałbym po prostu to, co już potrafię, a teraz muszę zaczynać od podstaw:/.
Dodaj komentarz